piątek, 27 lipca 2007

Od pomysłów głowa pęka

Tym radosnym akcentem rozpocznę dzisiejszą notkę. Dlaczego? Otóż. Od rana walczyłem ze stroną - moją stroną katechetyczną http://www.catechesis.pignet.pl/, którą postanowiłem przywrócić do łask i trochę ją zmienić, oraz - co najważniejsze prowadzić należycie i sumiennie. Może mi się uda. Jest to trudne - to nie tylko prowadzenie. Nie dlatego, że tego nie czuję. Problem tkwi w tym, że jeśliodzew osób, którepowinny cieszyć się z powstawania takich rzeczy jest żaden a wręcz swego czasu miałem nakazane jązdjąć ze stony Wydziału to przykro mi bardzo. Podobna sytuacja zresztą jest z forum http://www.katechizacja.fora.pl/ - ażwstyd się przyznać, że zakładając ją, marzyłem o tym że będą tam zaglądać katecheci - pomyłka. Może w końcu coś z Gośką, która miesiąc temu tam weszła zrobimy żeby ją rozdmuchać. Mama nadzieję.


Kolejna sprawa to strona mojej parafii http://www.parafia.pignet.pl/. Cały czas myślę co by zrobić żeby była jeszcze lepsza od tego co już zrobiłem - a to dopiero projekt. Mam nadzieję, że z ks. Potrem dogadam się i strona ta posłuży wszystkim dla wyższego celu.


No i teraz trochęo tym co lubięi co mnie pasjonuje - czyli o mojej sportowej drużynie Arendonk, kurkach: brahmach, bantamkach i czubatkach, a od dzisiaj również o Tuptusiu - króliczku, którego przywieźlismy z Alką od Jarka Michałka.


Od Tuptusia włąśnie zacznę.Zlapanie gozajęłonam jakieś półtorej godzinki ponieważ Jarek trzyma swoje króliki na ogromnym wybiegu - żyją w naturalnych warunkach - kopią nory wkopują się w bale słomy - i ostatni hit przekopały siępod ogrodzeniem i trzeba je teraz łapać. Tuptusia udało się a jużpani Tuptusiowej niestety nie.


Poza tym z Jarkiem zamieniłem sięna brahmy - zawiozłem mu gronostajowe a przywiozłem parkę kolumbijskich i liliputkę. Poza tym przywiozłem jeszcze kogucika po minorkach, z którym nie mam pojęcia co zrobię.


Kiedy wróciliśmy do domku trochę popsuł mi się humor ponieważ mój dorosły kogut brahma coś mi przychorował i jutro trzeba bedzie iść do weterynarza w jego sprawie - nie powiem, że to tylko kura ponieważod niego w zasadzie zaczęła się moja przygoda z kurkami a zwłaszcza z brahmami. Jestem dobrej myśli.

To jest właśnie moja pani Bahma - jej mąż jest o wiele bardziej imponujący.

Moje pocztowe codziennie przyprowadzają mi na posiłki jakiegoś ciemnego grocha z kilkoma białymi lotkami. Lepiej żeby nie wchodził do gołębnika, ale co będzie to będzie. Dziś kilka razy zdrowo je pogoniłem i widzę, że coraz chętniej wzbijają się w powietrze i tną między chmurami i drzewami wywracając gwałtownie opadając i ... Są po prostu śliczne. Kiedy idą do góry albo startują z wlotu, to meulki w wolierce szaleją - latają w miejscu kręcąc się wzdłuż własnej osi - no muszą jeszcze trochę poczekać na wolność. Jarkowi zawiozłem też parę orlików polskich czarnych i trzy zamojskie - niech mu dobrze latają nad unisławskim niebem.
Jutro od rana jadę z Alką po paszę dla Tuptusia i oczywiście do weterynarza - mam nadzieję że wyleczy moje śliczniaka z tego paskudnego choróbska. A o efektach leczenia na pewno napiszę.

Brak komentarzy: