niedziela, 30 września 2007

...

Trochę zaniedbałem swój dziennik, z aco mocno przepraszam. Nawał pracy sprawił, że moje ptaki też czasami sa ju zna mnie obrażone.
Ostatnio organizuje swój sklep z produktami dla zwierząt, ale oczywiście głónei dla gołębi. Trochę różnego rodzaju produktów już mam i cały czas coś sprowadzam i rozszerzam, żeby było tego dużo i dobrej jakości.
Tydzień temu w niedzielę pojechałem na grzyby. Oprócz grzybów znalazłem dwójkę dzieci, która zabłądziła w lesie i była jakieś 6 km od domu. Trochę zasieli swoim zniknięciem paniki, ale na szczęście odwiozłem ich całych i zdrowych.
No dobra teraz o moich ptakach. Pogoda jest jaka jest no i co niektórym ptaszkom sie w główkach poprzewracało. Na całego robią gniazda i chce im się parować. Meulki oczywiście oddzieliłem. Mam już kilka budapesztów, dla których na wiosnę zamierzam zrobić oddzielny gołębnik, co by mi ładnie latały po kilka godzin nad domem.

sobota, 18 sierpnia 2007

Cisza (16 sierpnia 2007 r.)

Tego mi dawno brakowało. Dookoła jest cisza. Przecudna kaplica, stare gotyckie mury, które nie jedno pamiętają i wspaniała atmosfera, która sprzyja wyciszeniu i zastanowieniu się nad własnym powołaniem i sensem tego co się robi na co dzień i w szkole i w domu. W bierzgłowskich murach naprawdę można usłyszeć głos Boga.
Przyjechałem na te rekolekcje z jakąś niepewnością i niezrozumieniem. Obawiałem się, że atmosfera może mi nie odpowiadać, ponieważ nie lubię rekolekcji, w czasie których „wkręca się żarówki”. Rzeczywistość jednak w pełni pozytywnie mnie zaskoczyła ponieważ i nauki rekolekcyjne księdza biskupa Józefa Szamockiego, i atmosfera jaką tworzą ludzie sprzyja rozmyślaniu i zagłębianiu się we własne ja. Człowiekowi aż chce się wracać do szkoły do dzieciaków, do ich problemów i do rozmawiania z nimi o Bogu – mam nadzieję, że jutrzejsze nauki będą równie ciekawe i tak trafiające do serca i duszy człowieka ja te, które usłyszałem dzisiaj.
Cieszę się, że tutaj jestem.

niedziela, 12 sierpnia 2007

Zachciało im się...

Prawie połowa sierpnia. Co prawda jeszcze jest ciepło i przyjemnie, ale kurom to już raczej nie powinno odbijać?
Raczej… Siedziała mi do przedwczoraj na jajkach jedna bantamka. Podłożonych miała 6 jajeczek – cała happy, Wredota, czyli ich kogucik również zgrywała tatusia na całego. Idę do kurniczków w piątek wieczorem, liczę bantamki a tu jednej brakuje – zaglądam do środka a tam dwie siedzą w jednym gnieździe i gdaczą… No to mówię podłoże kobiecinie jajka, co by się sprawdziła jako mamunia. Oczywiście usiadła, ma pod sobą 11 jajeczek i jest elegancko. Myślę sobie może w końcu dochowam się swoich młodych bantamek.
Okazało się jednak wczoraj wieczorkiem, że to sensacji nie koniec. Idę do dużego kurnika i szukam mojej etatowej kwoki, czyli czarnej Brahmy. Nie ma jej. Zaglądam do gniazd a ta rozwalona na całego. No to co zrobić – myślę sobie – podłożyłem kobiecinie kilka jajek od czubatek i kilka od kaczek na wypróbowanie czy niosą zalężone. Co z tego będzie? Nie wiem. Miejmy nadzieję, że choć kilka się wykluje i jako tako zdąży podrosnąć przed zimą.
Zastanawiałem się jednak dlaczego zachciało im się kwoczeć dopiero teraz. Gdybając i mrucząc pod nosem doszedłem do wniosku, że może to mieć coś wspólnego z dietą. Przez około dwa tygodnie podawałem kurkom mieszankę zbóż bogatą w białko, a od znajomego wiem, że nagłe zwiększenie ilości białka w paszy powoduje właśnie to, że kurom się przypomina macierzyństwo.
Nawiązując do poprzedniego wpisu.
Pawiki w końcu gdzieś poleciały. Nie jestem jednak przekonany o tym, że trafią do swojego gołębnika.
Dziś kupiłem kolejną parkę meulków – już niedługo będą u mnie i wtedy zrobię im sesyjkę fotograficzną. Czaję się jeszcze na żółtego seulka i mam nadzieję, że w końcu będę miał pierwszego żółtego. Poza tym wpadł mi w oko seulek płowy – prawdziwy okaz. Wole jednak nie zapeszać.
Jadna parka meulków ostro bierze sie z aprzygotowanie gniazda także lada dzień można spodziewać się jajek od nich.

Huczny ślub...

Wczoraj, w sobotę, był obok w kościele bardzo huczny ślub – nie piszę uroczysty, ponieważ na Mszy Świętej nie byłem i nie mam pojęcia jak przebiegała uroczystość ślubna. Za to po Mszy było głośno ponieważ grała marsze wojskowa orkiestra, masa gości, pełno samochodów itd. No i amerykańską modą prosto z filmów „Made in Hollywood” po życzeniach wypuszczono gołębie – piękne białe pawiki. Ile, nie wiem.
Niby wszystko OK. ale ślub się odbył, wesele też, a gołębie zostały i siedzą na liniach energetycznych i czają się do mojego gołębnika. Mam nadzieję, że wejdą to je podratuje. A wygląda to tak jak na poniższej fotce. Sami oceńcie ów „piękny” zwyczaj.

sobota, 11 sierpnia 2007

Grzybobranie rozpoczęte

Jak co roku w sierpniu zaczynam myśleć o grzybach. Uwielbiam je zbierać i uwielbiam ich zapach czy to gotowanych, czy też suszonych. Wczoraj po południu Alicja zażyczyła sobie jechać do lasu - w to mi graj!. Wziąłem odpowiedni sprzęt - litrowe wiadereczko dla Młodej i 5 litrowe dla mnie no i ruszyliśmy na stare sprawdzone, ale jesienne miejsca. Początkowo zapowiadało się, że nic nie będzie, ale to było tylko chwilkę. Po kilku minutach wertowania lasu pojawił się pierwszy - co prawda w połowie zjedzony prz ślimaki - czarny łepek. Zdziwiło mnie że już są. Po przejściu zwanej przeze mnie "Górki Prawych" ruszyliśmy na mchy a tam co 5 metrów pełno podgrzybków. I to w różnych wielkościach i różnym wieku. A od czasu do czasu piękne kurki. Byłem normalnie cały szczęśliwy. Ala zresztą też - i sama - uzbierała półtora swoje malutkiego wiaderka. Końcowy efekt był taki, że uzbieraliśmy dwa małe wiaderka i dwa moje między - czasie była zsypka do samochodu.
Dzisiaj po południu ruszyliśmy w to samo miejsce. Wiaderka jednak były już trochę większe. I oczywiście powtórka - tylko moja mała Zawodniczka dziś szybciej się znudziła i odmówiła współpracy. Choć grzybki nadal pięknie zachęcała co by pokazały swoje piękne łepki, bo przecież nie mozna tak tkwić między mchemi i czekać aż "was ślimaki zeżrą".
Zanim pojechaliśmy na grzybobranie przyjechał Zbyszek [mój kuzyn] z rodzinką. Oczywiście pokazałem mu moje ptaki. Bardzo podobały mu się krymki, mewki, no i oczywiście stawaki. Pocztowe rzecz jasna również, choć akurat fruwały nad domem i nie za wiele można było o nich powiedzieć. Obdarowałem go też białoczubami czarnymi i sebrytką - znaczy się raczej Gośkę - jego żonę, bo uwielbia kurki ozdobne.
Cały czas myślę jak tu zorganizować miejsce dla budapesztów - kupiłem dwie parki pięknych czerwonych i czarnych. Podoba mi się w nich to, że latają. Denerwują mnie orliki polskie czy też zamojskie, ktore ponoć maja latać. Miałem i jedne i drugie i jakoś nie dały mi na to dowodów. Budapeszty z tego co słyszałem od Krzyśka Piątka potrafią krążyć nad goębnikiem po kilka godzin - i chyba własnie to jest sensem hodowania gołębi wysokolotnych. Mają latać i zadziwiać długością lotu a nie tylko swoją urodą, której oczywiście im nie brakuje.
Wczoraj i dziś aktualizowałem stronę Woliery. Dodałem informacje na temat zielononóżek. Pracuję jeszcze nad bazą Klubu Czubatki Polskiej i nad wieloma innymi rzeczami, ale jak to już jest niektóre muszą dojrzeć, a niektóre się w pełni wyklarować.
Dostałem też dziś maila z USA od Justynki Karbowiak z pięknymi fotkami. Dwa znich zamieszczam poniżej.
Ogólnie dzisiejszy i wczorajszy dzień muszę zaliczyć do tych dni, do których chce się powracać.










środa, 8 sierpnia 2007

Nowe meulki

Zrobiłem w końcu kilka fotografii moim ptakom w locie i oczywiście nowym nabytkom. Dwie samiczki meulemans czarno - białe. Zapraszam do obejrzenia.


Osobisty awans

Od ostatniego postu dużo się wydarzyło. w miniony czwartek wyruszyłemdo Warszawy. Najpierw odwiedziłem Krzyśka Piątka. Nagadalismy się na temat ptaków, pożartowaliśmy no i oczywiscie ogldaliśmy jego ptaki. Nie przesadzę jak powiem, że takie ptaki jak on ma spotyka się bardzo, bardzo rzadko.

W piatek wyruszyłęm do Kazimierowa za Warszawą do Staszka Roszkowskiego i tu się zaczęło. Postanowiłęm sobie, że będę kierował się kierunkowskazami. W końcu stolica - pomyślałem - to na pewno nie pobłądze. No i stało się tak, że już za pierwszym kierunkowskazem na Terespol jechałem na Białystok. Kluczyłem po Warszawie w sumie 30 km, ale w końcu udało mi się wyjechać dzięki życzliwości przypadkowo napotkanych chłopaków.

Dojechałem do Kazimierowa. Wszedłem do firmy, odnalazłem Staszka. Jak konkretna jest to firma zrozumiałem dopiero wóczas, gdy poznałem ludzi, z którymi będę współpracował admninistrując stronę Woliery http://www.woliera.pl/. Jest to dla mnie osobisty awans, ponieważ o takiej współpracy zawsze marzyłem i pracy z takimi ludźmi. Mam nadzieję, że osób, które mi zaufały nie zawiodę.
Wczoraj otrzymałem dwie samiczki meulki. Zaraz pstryknę im fotki to je oczywiście wrzucę na stronki.
Nie wspominałem jeszcze chyba o tym, ale pozmieniałem szatę graficzną w moim sklepie i dodałem kolejne - według mnie ciekawe produkty. No i oczywiście zapraszam do zakupów.

piątek, 27 lipca 2007

Od pomysłów głowa pęka

Tym radosnym akcentem rozpocznę dzisiejszą notkę. Dlaczego? Otóż. Od rana walczyłem ze stroną - moją stroną katechetyczną http://www.catechesis.pignet.pl/, którą postanowiłem przywrócić do łask i trochę ją zmienić, oraz - co najważniejsze prowadzić należycie i sumiennie. Może mi się uda. Jest to trudne - to nie tylko prowadzenie. Nie dlatego, że tego nie czuję. Problem tkwi w tym, że jeśliodzew osób, którepowinny cieszyć się z powstawania takich rzeczy jest żaden a wręcz swego czasu miałem nakazane jązdjąć ze stony Wydziału to przykro mi bardzo. Podobna sytuacja zresztą jest z forum http://www.katechizacja.fora.pl/ - ażwstyd się przyznać, że zakładając ją, marzyłem o tym że będą tam zaglądać katecheci - pomyłka. Może w końcu coś z Gośką, która miesiąc temu tam weszła zrobimy żeby ją rozdmuchać. Mama nadzieję.


Kolejna sprawa to strona mojej parafii http://www.parafia.pignet.pl/. Cały czas myślę co by zrobić żeby była jeszcze lepsza od tego co już zrobiłem - a to dopiero projekt. Mam nadzieję, że z ks. Potrem dogadam się i strona ta posłuży wszystkim dla wyższego celu.


No i teraz trochęo tym co lubięi co mnie pasjonuje - czyli o mojej sportowej drużynie Arendonk, kurkach: brahmach, bantamkach i czubatkach, a od dzisiaj również o Tuptusiu - króliczku, którego przywieźlismy z Alką od Jarka Michałka.


Od Tuptusia włąśnie zacznę.Zlapanie gozajęłonam jakieś półtorej godzinki ponieważ Jarek trzyma swoje króliki na ogromnym wybiegu - żyją w naturalnych warunkach - kopią nory wkopują się w bale słomy - i ostatni hit przekopały siępod ogrodzeniem i trzeba je teraz łapać. Tuptusia udało się a jużpani Tuptusiowej niestety nie.


Poza tym z Jarkiem zamieniłem sięna brahmy - zawiozłem mu gronostajowe a przywiozłem parkę kolumbijskich i liliputkę. Poza tym przywiozłem jeszcze kogucika po minorkach, z którym nie mam pojęcia co zrobię.


Kiedy wróciliśmy do domku trochę popsuł mi się humor ponieważ mój dorosły kogut brahma coś mi przychorował i jutro trzeba bedzie iść do weterynarza w jego sprawie - nie powiem, że to tylko kura ponieważod niego w zasadzie zaczęła się moja przygoda z kurkami a zwłaszcza z brahmami. Jestem dobrej myśli.

To jest właśnie moja pani Bahma - jej mąż jest o wiele bardziej imponujący.

Moje pocztowe codziennie przyprowadzają mi na posiłki jakiegoś ciemnego grocha z kilkoma białymi lotkami. Lepiej żeby nie wchodził do gołębnika, ale co będzie to będzie. Dziś kilka razy zdrowo je pogoniłem i widzę, że coraz chętniej wzbijają się w powietrze i tną między chmurami i drzewami wywracając gwałtownie opadając i ... Są po prostu śliczne. Kiedy idą do góry albo startują z wlotu, to meulki w wolierce szaleją - latają w miejscu kręcąc się wzdłuż własnej osi - no muszą jeszcze trochę poczekać na wolność. Jarkowi zawiozłem też parę orlików polskich czarnych i trzy zamojskie - niech mu dobrze latają nad unisławskim niebem.
Jutro od rana jadę z Alką po paszę dla Tuptusia i oczywiście do weterynarza - mam nadzieję że wyleczy moje śliczniaka z tego paskudnego choróbska. A o efektach leczenia na pewno napiszę.

środa, 25 lipca 2007

Treningi

Dzisiaj pracując przy klatce dla królików albo królika - jeszcze nie wiem ile u Jarasa uda nam sie złapać obserwowałem moją sportową drużyną imuszę powiedzieć, że coraz chętniej podrywają się do lotu by krążyć nad gołębnikiem. Uwielbiam patrzeć jak zataczają koła nad domem.

W sierpniu, który zbliża się wielkimi krokami rozpoczynam treningi koszowe. Cały czas myślę nad dokładnym rozplanowaniem dystansów co by ptaki dużo się uczyły a zbyt mocno tego nie odczuwały. Musi to być trening umiarkowany, ale skuteczny. Cały czas penetruję informację. Mam nadzieję, że na ich podstawie po kilku latach pracy hodowlanej wypracuję swój własny system treningów i lotowania.
Na koniec jedna z moich pieknych krymek kujawskich.

wtorek, 24 lipca 2007

...



Pogoda przez ostatnie kilka dni zbytnio nie nastraja nikogo do pracy - tak wnioskuje po swoim smopoczuciu. A dzień dzisiejszy i ta ulewa to mnie zdołowały na maksa. Człowiek chiałby coś zrobić ale co tu robić kiedy trzeba by siedzieć w garażu zamkniętym i ciepło ubranym na dodatek. Ale co tam. Koniec marudzenia.

Co tam w moim Arendonk? Otóż meulki czarno białe już sparowane. Obserwuję je i widzę, że szukają sobie gniazdka tak samo zresztą jak i czerwone stawaki od Krzyśka Grzelińskiego. Dziś otrzymałem z Nowej Rudy trzy nowe meulki, które oczywiście zaraz tutaj zaprezentuję - dwie samiczki i jednego samca. Więcej ich fotek jest oczywiście na moim http://www.foto.pignet.pl/. Na zdjęciu te śliczne ptaki nie wyglądały tak okazale. Jednak kiedy wpuśiłem je do woliery to dostrzegłem ich piękną. Są to duże, silne ptaki, których potomstwo na pewno będzie ślicznie fruwało.

Jutro biorę się za przygotowanie cel do nowej części gołębnika. Muszę dorobić ze dwadzieścia nowych miejsc gniazowych, żeby ptaki miały więcej swobody i przestrzeni. A oto i moje nowe meulki. Oceńcie je sami.

środa, 18 lipca 2007

Nerwówka

Dzień minął. Spokojnie to nie było. Najpierw Zig Zag czyli mój ford mondeo odmówił posłuszeństwa - a raczej hamulce - jak pojechałem rano na rynek po zboże dla ptactwa. Potem wypuścięłm młodziaki od Krzyśka Piątka, czarne sroki i zamojskie i mi jenda czarnucha odwinęła numer. Pól dnia siedziała labo na knajpie albo na słupach energetycznych. Moje myślące pocztowe - usiadły wszystkie na knajpie i się do nich przyłączyła i weszła do gołębnika. Ale to chyba nie jest najważaniejsze to co dziś zrobiłem.

Całkiem przypadkowo wszedłemna bloga http://www.ja-chrzescijanin.oz.pl/ i ogarnęła mnie ogromna radość, że znalazłem dziennik z takimi treściami pisany przez nastolatka. Z drugiej strony to mama wyrzuty sumienia bo jestem katechetą a oprócz pracy w szkole i przy stronie Wydziału to nic nie robię dla Boga. Niedługo będę na rekolekcjach to musze to mocno przemyśleć i przemodlić - może znajdę natchnienie.

A wracając do moich ptaków to muszę pochwalić się Dziubkiem. Oto jego fotka:

wtorek, 17 lipca 2007

Przeprowadzka i plany

Dziś dzień rozpoczął się bardzo pracowicie - sprzątanie w kurnikach a później łączenie kurczaków mniejszych z większymi i dorosłymi kurami. Kogutek czubatiki polskiej splesh z początku próbował wszystkie zielononóżki ustawić. Udawało mu sieto do momentu, w którym za jego plecami nie pojawił się kogut brahmy - to była szybka akcja i już nie skakał do innych.
Między czasie oczywiście obserwacja nieba - te moje pocztowe naprawdę ładnie chodzą, a niektóre ślicznie wywracają - jesli można tak powiedzieć. No i nowy pomysł. Przełożyłem 6 sztuk, które dostałem w prezencie od Krzyśka Piątka do gołębnika otwartego - niech się młodzież uczy latać i poznaje okolice bo do siepnia już niedaleko i czas treningów się zbliża.

Wieczorkiem zamnąłem w klatce - do sparowania dwa meulki czarno białe. Czekam cały czas na te trzy czerwono białe co je kupiłem w Nowej Rudzie. Niestety dziś okazało się, że poczta coś zawodzi i kasa jeszcze nie dotarła.

Wrócę jeszcze do mojej wczorajsze wizyty u Ani Czarnoty - dostałem w prezencie ślicznego kogutka białoczuba niebieskiego. Alka ochrzciła go Dziubek [kolejny]. Jest strasznym pieszczochem. No i mam nadzieje, że nie będzie tak głupiał jak Antonio [bantamek] i
Zdzicho [białoczub czerwony]. Te dwa aparaty za każdym razem próbują mnie przyatakować - bandyty jedne.
Może uda mi się pojechać w tym tygodniu do Kazimierowa do p. Staszka na szybkie szkolenie dotyczące strony czubatki polskiej. Mam nadzieję, że kilka kurek przywiozę i moje stadko będzie jeszcze liczniejsze i ładniejsze. No i zamierzam zrobić kilka wolierek. Na razie cztery - wokół woliery dla gołębi a na jesieni planuje pięć - sześć wzdłuż ogrodzenia. Chciałbym żeby moja hodowla wyglądała naprawdę profesjonalnie i godnie. No i w najbliższym czasie będzie rozbudowa gołębnika dla pocztowych, rysi i srok. Chcę go przedłużyć o 2 - 2,5 metra i dorobić cel oraz siodełek. Niech mają luz moje ślicznotki i niech cieszą oko.

poniedziałek, 16 lipca 2007

Nowe meulki




W zeszłym tygodniu nabyłem kilka nowych meulemansów czarno białych. Oprócz tego mój klega - Krzysiu Piątek podarował mi kilka prześlicznych czarnuchów, niebieskich i jednego wspaniałego meulka czerwono - białego.



Przyglądam się tym moim cudeńkom i zamierzam je dziś wieczorkiem sparować. Samiczka DV zostanie zamknięta z samcem PL 2005 co by się pokochały idały śliczne potomstwo. Pasują do siebie jak ulał i mam nadzieję, że będę z nich zadowolony. Oczywiście czaje sięjeszcze na kilka par czarno-białych no i zastanawiam się nad innymi umaszceniami - można powiedzieć pierwotnymi w tym szczepie.







poniedziałek, 9 lipca 2007

Pracowity weekend


Miniony weekend do spokojnych i relaksujacych na pewno nei należał. Rozpoczął się bardzo radośnie ponieważ bylismy na ślubie Pawła i Anety Zientarskich- - mojego kuzyna. Zabawa była przednia. Oczywiście szalałem z aparatem. No ale musiałem się oszczędzać ponieważ w niedzielę rano o 7.30 jechałem już do Świętajna do Staszka Zery, na spotkanie z Stasiem Roszkowskim i jeszcze kilkoma innym - nie mniej ciekawymi postaciami, które podobnie jak ja mają hopla na punkcie czubatki polskiej. Omówiliśmy wiele rzeczy, dużo zaplanowaliśmy i podzieliliśmy się pracą na całe dwa miesiące, aż do kolejnego - tym razem oficjalnego spotkania w Świętajnie, kiedy to zamierzamy powołać do życia Stowarzyszenie.
No i oczywiście moje gołębie. Jadąc na MAzury obserwowałem sobie troszkę niebo i tu i tam widziałęm wracające z lotów gołębie. Mam nadzieję, że w kolejnym sezonie moje pocztowe również będą tak cięły niebo spiesząc do domu.
No i kilka radosnych informacji z gołębnika moich gołębi rasowych: stawaki polskie czarne i białe mają jajka krymki polskie czarne też dziś zniosły pierwsze i czerwone mająobydwa jajeczka zalężone - lada dzień powinno coś z tego być. Niestety z mewkami tym razem nieco gorzej ponieważ dwie parki miały czyste jajka a u gładkogłowych tylko jedno jest zalężone. Oby się choć to wykluło. I podejrzewam moej rysie że coś majstrują, ale na razie cisza - co by nie zapeszyć.

piątek, 6 lipca 2007

BLACKIE



Kto to taki? Otóż jednym z gołębi które dostałem w prezencie od Krzyśka Piątka jest czarny pocztowy z jedną białą lotką w prawym skrzydle. Nazwałem go Blackie od koloru jego upierzenia. Blackie zapowiada siejako bardzo silny gołąb dlatego też jużmyślę o równie pięknej i zgrabnej partnerce dla niego. A oto i on:

Teraz jest już trochę starszy i wygląda jak prawdziwy król:


Profilaktyka najważnejsza





Dowiedziałem się ostatnio, że panuje jakiś niebezpieczny wirus, który atakuje zwłaszcza młode ptaki. Postanowiłem wzmocnić czujność i profilaktycznie podaję ptakom kilka środków. Tak na wszelki wypadek, ale na pewno te preparaty im nie zaszkodzą. Podstawą oczywiście jest zrobiony przeze mnie eliksir czosnkowy czyli: 10 główek czosnku rozgniatam, do tego dwie łyżki cukru i wszytsko zalewam w słoju 200 ml spirytusu. Po kilku dniach preparat gotowy do użycia - profilaktycznie 10 ml na 5 litrów wody. Poza tym podaje 4 in 1 i witaminy. Mam nadzieję, że ustrzegę swoje ptaszki przed choróbskami bo to nigdy nic nie wiadomo. No i chyba najważniejsze to jest dbanie o porządek w gołębniku - codziennie trzeba oczyscić miejsca gdzie siedzą gołębie, podłogi itd.
Oczywiście profilaktyką objęte sa również, a może przede wszystkim moje gołębie rasowe: krymki polskie, stawaki polskie, mewki polskie, rysie polskie, maściuchy polskie i krakusy. Ich ratowanie to moja pasja. Dlatego ich zdrowie jest bardzo ważne. Kto wie? Może kiedyś pośród nich wyrosną jakieś championy i okazy.

czwartek, 5 lipca 2007

Udało się


W sumie to fakt, że zaczynam prowadzić dziennik mojej hodowli, którą nazwałem Arendonk zawdzięczam wydarzeniom z ostatnich kilku dni.
Wszystko zaczęło sie od tego, że postanowiłem przeprowadzić "test lojalnościowy" moich pocztowych, których pod wolierą z krymkami, stawakami i mewkami siedziało 17. W poniedziałek wieczorem, kiedy juz niektóre ptaki smacznie sobie chrapały, przeniosłem je do gołębnika dla pocztowych i rysi. Rano we wtorek karmienie, a po nim otworzyłem kosz i pojechałęm załatwiać swoje sprawy. Wracam patrzę na niebo a tu chodzi cała stadko pocztowych - w sumie około 24 gołębie. Pomyślałem sobie: "No to wieczorkiem pewno będę miał pusto w gołębniku". Cały dzień obserwowałem dach. Gołębie wyskakiwały nań to znów wchodziły do gołębnika, podrywały się do lotu - nigdy pojedynczo - zawsze stadem.
No i wieczorem sprawdzam co i jak i widzę.... wszystkie gołębie na swoim miejscu. Wesołe, zadowolone. Normalnie papa mi się sama śmiała z radości a jednocześnie zastanawiałem się dlaczego to udało się. Usiadłem przed kompem i zacząłem się zastanawiać. Nigdzie też nie spotkałem się z opisem podobnej sytuacji. Moje przyspuszczenia są jednak takie. Wsyztskie pocztowe siedziały w wolierze. Oswoiły się i z samochodami, które jeżdżą po drodze i z otoczeniem. Widziały też cały czas jak inne - moje pocztowe jużwychodza i skaczą po wolierze i po dachu, jak latają po okolicy. Nie wypuściłem teżod razu wszystkich. Sześć sztuk zachowałem na wtorkowy wieczór i dopiero dołożyłem je do stada [niemuszę chyba mówić, ze zrobiłem tak z meulemansami w obawie przed ich uprowadzeniem albo wyprowadzeniem przez pozostałe pocztowe.
No i w tej sytuacji zastanawiam się co dalej. Plany sa następujące. Narazie pozwolić gołębiom oswoić sięz terenem - 0d czasu do czasu poderwać je do lotu ale spokojnie. Od siepnia wywozić najpeirw na krótkie a stopniowo zwiększająć dystanse lotowe.
Zobacyzmy co z tego eksperymentu wyjdzie. Mam nadzieję, że na wiosnę będę miał już gotową do lotów drużynę i stadko ładnych młodziaków do lotowania.
Oczywiście też zamierzam dokupić jeszcze z 5 - 6 par meulemansów, żeby stadko było silne no i żeby moja hodowla zasługiwała na nazwę Arendonk.